Tajska zupa z pieczoną dynią i krewetkami na ostro - rozgrzewająca w jesienny deszczowy dzień
Zmokłam, zmarzłam dzisiaj jak w porządny jesienny dzień. Jadąc rowerem przez cichy i pochmurny park Grabiszyński marzłam w knykcie i marzyłam o rozgrzewającej zupie, którą robiłam w weekend.
Siedzę teraz i próbuję sobie przypomnieć jej idealnie wyważony smak; pies grzeje stópki, ciepłe kakao zrobione przez męża (pochłoniętego Forzą), spisuje dla Was ten przepis. Jeśli dopadnie Was na rowerze deszcz, niska temperatura i chłód co łamie kości, zróbcie se. A jak nie, to też se zróbcie!
Co potrzebujemy?
- 500 ml bulionu drobiowego (gotowanego na 2 podudziach z kurczaka z dużym kawałkiem imbiru i jedną słodką cebulą)
- 1 mleko kokosowe
- około 360 g krewetek
- sok z 2 limonek
- około 250 g dyni
- 1 opakowanie makaronu ryżowego
- 3 szalotki
- 1 papryczka chili
- 20 g świeżego imbiru
- 1 łyżeczka mielonego galgantu
- świeża klendra
- 4 liście kaffiru
- 2 łyżeczki pasty krewetkowej
- szczypta soli
- 3 łyżki sosu rybnego
- 2 łyżki sosu strygowego
- 3 łyżki brązowego cukru
Niezła litania, co? Ale na tym własnie polega magia tej kuchni. Ilość składników, które łączą się, plączą, przeplatają, na chwilę zasłaniają, tylko po to, żeby zaraz wrócić z podwójną mocą na raz.
Od czego zacząć?
Najlepiej od nastawienia bulionu. Wystarczy wrzucić do gara kurczaka, imbir i jedną cebulę i zapomnieć o tym na 1,5 h. Można w tym czasie przygotować pastę, która będzie głównym trzonem zupy. W moździerzu albo blenderem utrzeć szalotki, czosnek, chili, imbir i pastę krewetkową na pastę. Parę słów o paście krewetkowej - to suszone, lekko sfermentowane krewetki, podobno. Charakteryzuje się ostrym zapachem (jeśli uważasz, Drogi Czytelniku, że sos rybny za przeproszeniem, wali, to po otwarciu pasty krewetkowej, wstrzymaj oddech). Pastę krewetkową można dostać w dedykowanych sklepach lub przez Internet.
Wracając do zupy - gdy pasta jest gotowa, a bulion leniwie bulgocze w garze, czas na dynię - jest na nią najlepszy czas, zatem nie trudno będzie ją znaleźć. Wystarczy pokroić na kawałki, odciąć skórę i wrzucić do piekarnika nagrzanego do mniej więcej 180 stopni tak na 40 minut, żeby była miękka. Potem dodać odrobinę wody i zblendować na puree. Uff, roboty opór, ale wierzcie mi, warto.
To jedziemy dalej! Na wok wrzucamy pastę na chwilkę, w między czasie gotujemy makaron. Do pasty dodajemy od razu bulion i mleko kokosowe. Gdy się zagotuje, dodajemy puree z dyni, mieszamy, żeby się wszystko elegancko wymieszało, zmniejszamy płomień, dodajemy liście kaffiru, galgant, brązowy cukier, sos rybny, ostrygowy, sok z limonek i krewetki. Zostawiamy wszystko na 3 minuty. Gasimy ogień i polecam zostawić na 5-10 minut, żeby wszystkie smaki się połączyły. Podajemy w miseczkach z makaronem ryżowym i świeżą kolendrą i kiełkami fasoli mung jeśli lubicie.
Dajcie znać, czy się przekonaliście :) Idę grać w LoLa i odmarzać!
Do następnego, ahoj!
Tego słuchamy:
Komentarze
Prześlij komentarz